Czy można ogarnąć poranek bez budzika i kofeiny? Cóż… opowiem Wam tę historię od samego początku. W tym tygodniu miała miejsce pierwsza szkolna wycieczka mojej córki. Wszystko dopięte na ostatni guzik – zawartość plecaka przemyślana, godzina pobudki ustalona, strój przygotowany, legitymacja spakowana, a drobniaki na pamiątki spakowane do kieszonkowego portfela. Niemalże idealnie. Z obecnego punktu widzenia powiedziałabym, że zbyt idealnie, żeby mogło się udać.
Wycieczki mają to do siebie, że zawsze są jakieś przeboje. Zbiórka dzieci do wyjazdu miała miejsce o godzinie 6:30. Zaczęło się już późnym wieczorem, bo moje kochane dziecko zdrzemnęło się po południu na kanapie i oczywiście, że leżąc w łóżku nie mogła zasnąć. I tak mijała minuta za minutą – nie pomagało czytanie książki, nie pomagało mizianie po pleckach, ani po włoskach, ani moje moralne powtarzanie, że rano trzeba BARDZO WCZEŚNIE wstać. Zegar nieubłaganie wskazywał godzinę 23:00, gdy w końcu moja córka zapadła w sen.
Choć osobiście jestem porannym śpiochem, uznałam, iż wstanę nieco wcześniej, żeby przygotować śniadanie i ogarnąć siebie, a potem na spokojnie obudzę córkę. Tegoż poranka wszystko szło zgodnie z moim planem.
No i byłyśmy gotowe przed czasem. Idealnie.
Podjeżdżając samochodem pod szkołę zdziwił mnie nieco fakt bardzo małego ruchu w tej okolicy, a już w ogóle widok tylko jednego samochodu na szkolnym parkingu utwierdził mnie w przekonaniu, że jednak coś popieprzyłam. Zerkając na plan wycieczki utwierdziłam się w przekonaniu, że wyjazd ma być NIE o godzinie 6:30 LECZ o 7:30 🙈 a ja – matka roku, zabrałam mojemu dziecku niepotrzebnie godzinkę naprawdę potrzebnego snu!
No cóż, pocieszające w tej sytuacji było to, że był tam jeszcze drugi samochód – więc nie byłam jedyną matką, która coś pomieszała. Stwierdziłam, że skoro mamy jeszcze godzinkę czasu i moje dziecko tak późno poszło spać, to wracamy do domu i kładziemy się jeszcze do łóżka – bo i dziecko zmęczone i ja śpioch niewyspana.
Dla pewności ustawiłam dwa budziki.
Do sypialni weszła teściowa i pyta o której jedziemy na tę wycieczkę, bo jest już 7:26😲 Zerwałam się na równe nogi – podobnie jak moje dziecko, które ze łzami w oczach wpadło w panikę, że spóźni się na wycieczkę. Na szczęście udało mi się ją uspokoić argumentami, że jesteśmy już ubrane, uczesane i spakowane i musimy tylko wsiąść do samochodu i pojechać do szkoły. Niemniej jednak zastanawiał 🤔🙄 mnie fakt, dlaczego żaden z 2 alarmów nie zadzwonił?
Chyba dlatego, że nie wypiłam porannej kawki…
Jak się ustawia alarm budzika na godzinę 6:20, to nie można oczekiwać, że zadzwoni o 7: 20. Nawet, kiedy dla pewności ustawimy dwa alarmy 🙈
Także jak to w prawdziwym życiu bywa – niemalże idealnie wszystko zaplanowałam, a wyszło jak zawsze. Czy zatem można ogarnąć poranek bez budzika i kofeiny? Owszem – można, ale tylko, jeżeli w domu masz teściową, która obudzi Cię na czas!
Pozdrawiam wszystkie mamuśki, których rzeczywistość wygląda podobnie jak moja ☺️