Jak większość rodzin w Polsce szanujemy pamięć o naszych bliskich i zgodnie z tradycją podchodzimy do święta zmarłych z należytą troską i refleksją.
Dawniej, 1 listopada podczas nabożeństwa za zmarłych całą rodziną staliśmy przy jednym grobie, bo tak się złożyło, że dziadkowie od strony mojego taty zmarli wcześniej. Później jednak kiedy zmarli także rodzice mojej mamy, musieliśmy się jako rodzina rozdzielić.
I odkąd pamiętam, zawsze mieliśmy taki zwyczaj, że mama ze swoim rodzeństwem stała nad grobem swoich rodziców, a my dzieci wspólnie z tatą staliśmy nad grobem jego rodziców. My i tata. W późniejszym czasie już my, tata i nasze dzieci.
Ale w tym roku go tam nie było.
I już nigdy nie będzie.
Zostałyśmy z moim siostrami nad jego grobem same.
Razem z mamą.
Trudno pogodzić się z tym faktem.
Czasem nawet trudno uwierzyć.
Niejednokrotnie patrzę na zdjęcie mojego uśmiechniętego taty, które stoi w centralnym miejscu w domu i wydaje mi się to takie nierealne, że go już tutaj nie ma z nami. Przecież przed chwilą jeszcze tu był.
Wiem, że dla wielu z Was to święto jest trudnym czasem. Szczególnie jeżeli w tym roku podobnie jak ja, musieliście się pożegnać, choć w planach nie mieliście się żegnać w ogóle.
Zostaliście tu na ziemi.
I jak nikt inny, zdajecie sobie sprawę z tego, jak kruche jest ludzkie życie.