Pozwolę sobie opublikować tę historię za zgodą jednej z moich czytelniczek, bo wiem, że ten temat dotyczy wielu z nas… i chyba każda z nas, to pytanie w podobnej formie kiedyś usłyszała… Między pierogiem a ciszą, czyli o pytaniach, które nie powinny padać przy stole.

 

Siedzieliśmy przy suto zastawionym stole w sporym rodzinnym gronie. Rozmowy toczyły się lekko, jak to zwykle bywa przy takich okazjach – trochę o codzienności, trochę o wspomnieniach, czasem o planach. Nagle, zupełnie niespodziewanie, pojawił się temat dzieci. My ich nie mamy. I właśnie dlatego mojej teściowej nie zabrakło odwagi, by – między jednym kęsem a drugim – poruszyć dla niej oczywisty, wręcz palący temat. Bez zawahania, głośno, przy wszystkich zapytała:


– No to kiedy w końcu będą dzieci? Przecież to już najwyższy czas!


Dodała jeszcze, że nie rozumie, na co czekamy. Że jesteśmy coraz starsi, że natura nie będzie czekać. Ona dzieci rodziła jedno po drugim, bo nie było kiedy się zastanawiać. W sklepach nic nie było, na polu trzeba było robić od rana do nocy, a nikt się nie użalał. Pierwsze dziecko prawie w polu urodziła, bo nie było jak do szpitala dojechać. I dała radę. Bez tych wszystkich zbędnych luksusów, które mają dzisiejsze mamy – szpitale z łazienkami, USG, znieczulenia, pieluchy jednorazowe, mleko w proszku i wózki za tysiące złotych. Ona nie wie, na co my  jeszcze czekamy…

Gdy skończyła swój monolog, spojrzała na mnie pytająco.

 

Nastała cisza. Niezręczna i przeszywająca cisza.

A ja… bardzo chciałabym mieć dziecko. Nie pragnę niczego bardziej niż poczuć ciepło maleństwa w ramionach, usłyszeć jego pierwszy płacz, zobaczyć pierwsze spojrzenie.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam dwie kreski – byłam szczęśliwa.
Ale to szczęście prysło jak mydlana bańka.
Poroniłam.
Ból był nie do opisania.
I ten ból… trwa we mnie do dziś.

Potem była kolejna nadzieja.
Kolejna próba.
I znów radość pomieszana z lękiem.
Znów strata.
Znów cisza.

Próbuję żyć „normalnie”. Pracować. Spotykać się z ludźmi. Uśmiechać się.
Ale tylko nieliczni wiedzą, ile to wszystko mnie kosztuje. Jak bardzo boli uśmiech, gdy wewnątrz zgasło małe życie, które już zaczęłam kochać.

Czy powiedziałam to mojej teściowej?
Nie.

 
 

To moja historia. Intymna. Osobista.

Nie chcę dzielić się nią z całym stołem, przy barszczu i pierogach.
To temat, który wymaga ciszy, zrozumienia i serca, a nie ciekawskich spojrzeń.

A może powinnam była powiedzieć to głośno?
Może wtedy ludzie przestaliby zadawać pytania, które choć pozornie niewinne, potrafią rozdrapać najgłębsze rany?

 
 
 
 

______________________________
Photo by Helena Lopes from Pexels

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *