„Nadchodzi taki dzień, kiedy przestajesz czuć potrzebę udowadniania czegokolwiek komukolwiek. Nie dlatego, że się poddałeś. Tylko dlatego, że dojrzałeś.”. Te słowa wypowiedział jeden z moich ulubionych i naprawdę utalentowanych aktorów – Morgan Freeman. Jakże prawdziwe i ponadczasowe jest to stwierdzenie.
Bo życie mija. To drogocenne życie mija bezpowrotnie dzień po dniu. Dzieci dorastają, a wraz z upływem lat zaczyna docierać do Ciebie, że już nie masz ochoty nikomu nic udowadniać. Zaczynasz być świadoma tego, że pogoń za aprobatą innych jest totalnie zbędna i bezcelowa, bo nie niesie ze sobą żadnej wartości.
Przychodzi taki moment, kiedy zwyczajnie nie masz już siły tłumaczyć się ludziom, którzy i tak nie chcą Cię zrozumieć. W końcu przestajesz czekać na słowa przeprosin, które nigdy w Twoją stronę nie padną. Przestajesz szukać kontaktu z ludźmi, którzy nic do Twojego życia nie wnoszą , a sieją jedynie zamęt i negatywną energię. Przestajesz utrzymywać relacje z tymi, którzy Cię nie rozumieją. Przestajesz robić rzeczy, tylko dlatego, by kogoś zadowolić, albo dlatego, że tak wypada. Przestajesz na siłę utrzymywać przy życiu coś, co Tobie nie służy.
A potem słyszysz, że się zmieniłaś.
Nie, nie zmieniłam się. Zmieniło się tylko moje podejście.
Podjęłam decyzję o wolności.
Wybrałam spokój zamiast chaosu.
I ciszę zamiast wiecznych tłumaczeń.
Zrezygnowałam z gonitwy dla chwil obecności.
Nie czuję potrzeby udowadniania komuś swojej wartości.
Odeszłam od czego, co mi nie służy.
Wybrałam siebie.
Bez wielkiego krzyku.
Bez nagłaśniania.
W ciszy.
W zgodzie z samą sobą.
To nie zmiana.
To powrót do siebie. Do tej wersji mnie, która zawsze była, tylko zbyt długo czekała w ciszy. To wymaga odwagi, by odpuścić to, co rani, co nam nie służy i przestać szukać potwierdzenia swojej wartości na zewnątrz. Ale daje ukojenie i właśnie wtedy życie zaczyna się układać.
Bo prawdziwa dojrzałość polega na tym, że nie musisz nikogo przekonywać do swojej prawdy.