Wieczór. Dom ogarnięty. Dzieci poszły grzecznie spać. Ty właśnie rozsiadłaś się wygodnie na kanapie i włączasz swój ulubiony serial. Żartowałam. Jest wieczór, dzieci jeszcze szaleją, dom wygląda jak po bombie atomowej, a Ty z braku sił i motywacji zalegasz na kanapie. I wtedy pojawia się on. Mały Głód. Twój żołądek ewidentnie domaga się jakiejś przekąski.
Twój rozum odradza Ci wkroczenie na teren kuchni. Jest stanowczo zbyt późno na obfitą kolację. Robisz sobie herbatkę. Niestety nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Walczysz. Niestety Twój brzuszek łakomczuszek nie daje za wygraną. Każda z nas toczy od czasu do czasu takie bitwy. I nie tylko my same. Bo problem dotyczy wszystkich domowników. Wszyscy wiemy jak to się kończy – paczka chipsów wciągnięta niczym tornado.
Szybko i wygodnie
W takich momentach idziesz do kuchni i szperasz. A co wyszperasz, to zjesz. Zjesz to, co jest akurat pod ręką, co jest już odpowiednio przygotowane, czyli właściwie coś, z czym nie ma dużo roboty. Więc wybór pada zazwyczaj na jakieś chipsy, albo inne nie zbyt zdrowe przekąski. A wszystko dlatego, że zjadamy w ciągu dnia zbyt mało pożywnych rzeczy.
Teoria mojej babci
Moja świętej pamięci babcia miała na to swój sposób. Gdy smażyła naleśniki, zaraz po obiedzie te niezjedzone zostawiała na talerzu na krańcu pieca węglowego. Kiedyś spytałam babcię, dlaczego tak robi, no bo skoro wszyscy zjedli obiad, to dlaczego nie wyniesie tych naleśników do przykuchennej izdebki, gdzie zawsze wynosiła obiadowe pozostałości. Ale babcia miała swoją teorię. Twierdziła, że jeśli pokroi te naleśniki na mniejsze kawałki i zostawi w zasięgu ręki, to dziadek za każdym razem, gdy będzie tędy przechodził, skusi się na kawałeczek i nim się zorientuje, naleśników nie będzie. Podobnie postępowała z owocami – obierała jabłka i stawiała talerz na stoliku tuż obok kanapy, na której dziadek ucinał sobie popołudniową drzemkę.
Dziś po wielu latach wiem, ile w tym racji!
Jeżeli jabłko, banany czy pomarańcze będą w domu, ba! nawet na widoku, to wcale nie znaczy, że domownicy będą je jedli. Wręcz przeciwnie! Wszyscy chcemy się zdrowo odżywiać, ale często jednak automatycznie sięgamy po paczkę chipsów, po batonika, po ciasteczko. No kusi nas – jak my to określamy w naszym domu – to „śmietnikowe jedzenie”. Ale! Jeżeli matka się poświęci (no bo któż inny miałby to zrobić???), obierze te owoce i pokroi na ćwiartki, kawałki (dla ambitnych romby, kwadraty i stożki ;)) i podsunie talerz pod nos – to uwierzcie mi, że nawet jeżeli Wasi domownicy nie będą mieli ochoty na owoce, w końcu i tak zaczną je podskubywać.
Jedno jabłuszko, drugie jabłuszko…
System działa identycznie jak tornado przy chipsach, tylko ze zamiast paczki z E31, E37, E33 wciągasz serię witamin A, K i C. Dla mnie to teoria obranego jabłka, bo te owoce najczęściej lądują u nas na stole. Staram się (podkreślam STARAM SIĘ), aby w naszym domu na stałe popołudniu zagościł talerz z obranymi owocami, bo wtedy świadomie (lub też i nie) jemy ich więcej.
Spróbuj i Ty! Chyba nie muszę Cię przekonywać o zaletach jedzenia owoców?
I pamiętaj o jednym: jesteś tym co jesz. A jesz to, co masz akurat pod ręką.