Jest sobota. Za drzwiami dziecięcego pokoju wciąż panuje senna cisza. Zerwałam się na równe nogi. Ale nie jak na typową sobotę przystało – po świeże, chrupiące bułeczki do sklepu. Zerwałam się na równe nogi, by w promieniach wschodzącego słońca pojeździć na rowerze. Założyłam okulary, czapkę i moje ulubione bezprzewodowe słuchawki.

 

Czy czeka mnie dziś sporo domowych obowiązków? Owszem, czeka. Ale zawsze mam wybór. Dziś miałam ochotę spędzić ten poranek samotnie, delektując się ciszą i naturą o poranku. Ileż razy jako dorośli pozwalamy sobie na robienie tego, na co akurat mamy ochotę? No właśnie. Wiesz dlaczego staram się doceniać życie w każdym jego aspekcie i nie czekać na właściwy moment? Bo w pewnym momencie życia już nie będę mieć tego wyboru.

 

Dzisiaj z perspektywy dorosłej kobiety patrzę na życie inaczej.

Być może dlatego, że sama sporo już przeszłam. Ale także dlatego, że w ostatnim czasie przyszło mi patrzeć na cierpienie bardzo bliskiej mi osoby – mojego taty, który właśnie to zamiłowanie do natury we mnie zaszczepił. Ciężko patrzy się jak ktoś, kto dał ci życie, teraz sam o nie walczy. Takie chwile uświadamiają człowiekowi, jak kruche jest ludzkie życie.

Patrzysz na postępującą chorobę i wiesz, że już nic nie będzie takie, jak kiedyś. Bo kiedy człowiek walczy z chorobą, już nie ma wyboru. Nie ma możliwości pędzenia przed siebie o poranku na rowerze w blasku słońca i podziwiania nad strumykiem malutkich kaczuszek, które w swawolnym tempie płyną za swoją kaczko-mamą. Może to i błahe, a może jednak wcale nie?

 

To mimowolnie skłania człowieka do refleksji.

Nad tym, jak często tego zwykłego, prozaicznego życia w ogóle nie doceniamy.
Jak rzadko jako dorośli robimy to, na co mamy w danej chwili ochotę.
Jak rzadko dajemy sobie prawo do spontaniczności.

Z biegiem lat zaczynam rozumieć, że to, co wbrew pozorom zwyczajne — poranny śpiew ptaków, zapach lasu po deszczu, smak kawy wypitej bez pośpiechu, uśmiech bliskiej osoby i cisza, w której czujesz, że jesteś u siebie — to tak naprawdę esencja życia.

 

Że nie chodzi o to, by biec szybciej, więcej, lepiej.
Chodzi o to, by być. Tu i teraz.
By częściej wracać do tego, co porusza nasze serce.
By częściej robić to, co naprawdę nas uszczęśliwia.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *