Dzisiaj chciałabym poruszyć temat, który jest trochę tematem TABU, a który dotyka jednak znacznej części z nas – dojrzałych kobiet. Premenopauza – to faza przejściowa w życiu kobiety, poprzedzająca menopauzę, zwykle rozpoczyna się u kobiet po 40. roku życia, ale może wystąpić wcześniej lub później. W tym okresie wiele z nas doświadcza zmian hormonalnych, które wpływają nie tylko na nasze samopoczucie, ale też na to, jak postrzegamy same siebie.
Nagle masz problemy z koncentracją, bywasz przemęczona, wręcz poirytowana, drażni Cię nadmiar bodźców i nie potrafisz się skupić w natłoku codzienności, tracisz wątek podczas dyskusji, miewasz wahania nastroju, luki w pamięci, a także uderzenia gorąca, o suchości pochwy i niskim libido już nie wspominając. Ale coś, o czym mówi się zdecydowanie za mało, a co staje się bardzo realne w tym okresie, to sposób, w jaki same siebie odbieramy.
Twoje ciało nie jest już jędrne, sprężyste i gładkie.
Na nogach pojawia się cellulit, czasem żylaki. Twój brzuch zdaje się mieć własne zasady spalania, które nijak mają się do Twoich wyobrażeń. Pojawiają się zmarszczki mimiczne wokół oczu i na czole, a także bruzdy nosowo-wargowe. Skóra traci kolagen – białko odpowiedzialne za jej jędrność i sprężystość. Spada także poziom elastyny i kwasu hialuronowego, przez co Twoja twarz zaczyna wyglądać na bardziej zmęczoną, a kontury stają się mniej wyraziste. Dbasz o siebie jak dotąd, ale wyglądasz gorzej i czujesz się gorzej.
Twoje ciało już nie jest takie, jak było kiedyś.
Czasem zaczynasz omijać lustro wzrokiem, bo trudno pogodzić Ci się z tym, co w nim widzisz. I chcę to powiedzieć głośno – akceptacja procesu starzenia się nie jest łatwa. Nawet jeśli jesteśmy mądre, dobre i wartościowe, to wciąż bywamy wobec siebie bardzo surowe. Zmarszczki, cellulit, żylaki czy zmieniająca się sylwetka nie są łatwymi towarzyszami codzienności. Trudno nawiązać z nimi ciepłą relację – trudno w ich obliczu spojrzeć na siebie z tą samą czułością i łagodnością, jak kiedyś. Możemy mówić, że akceptujemy swoje ciało, ale jednocześnie możemy tęsknić za ciałem, które było młodsze i za twarzą bez zmarszczek. I to też jest w porządku.
To wcale nie jest próżne, ani samolubne, że zależy nam na dobrym wyglądzie.
To ludzkie. Naturalne. Głębokie, choć często niewypowiedziane pragnienie, by czuć się dobrze w swoim ciele, we własnej skórze. Nie udawajmy, że wygląd nie ma dla nas znaczenia. Każda z nas – w taki czy inny sposób – lubi czuć się zadbana, ładna i spójna ze sobą – lubi momenty, kiedy spogląda w lustro z łagodnością, a nie z krytyką.
Jest nas wiele. Kobiet, które próbują odnaleźć siebie w nowym ciele, w nowym etapie życia. Starzenie się to złożony proces – nie tylko fizyczny, ale też emocjonalny. I masz pełne prawo czasem się w nim pogubić. Masz prawo czuć się z tym źle, nie rozpoznawać siebie w lustrze, nie zawsze się sobie podobać – nawet jeśli jesteś mądra, wrażliwa i wartościowa. Nawet jeśli inni mówią Ci, że wyglądasz pięknie.
Bo widzisz – to wszystko może współistnieć.
Możesz mieć wątpliwości co do swojego wyglądu, a jednocześnie doświadczać momentów głębokiej radości. Możesz tęsknić za sobą sprzed lat, a jednocześnie z czułością smakować życie tu i teraz – delektować się poranną kawą, zachodem słońca, wolnością od ocen i oczekiwań. Bo dziś już wiesz, że niczego nie musisz nikomu udowadniać. Znasz swoją wartość.
Być może to właśnie teraz jesteś najpiękniejszą wersją siebie – spokojną, świadomą i prawdziwą.
Ściskam Cię mocno
Ania :*