Kiedy kończysz czterdzieści lat, wiesz, że minęła na pewno połowa Twojego życia i czujesz się z tym dobrze – akceptujesz siebie w pełni, jesteś świadoma swoich zalet, śmiejesz się ze swoich wad, nie przejmujesz się wieloma rzeczami i potrafisz chłonąć życie w pełni. Ukończenie czterdziestki sprawia także, że analizujesz wiele rzeczy i zadajesz sobie wiele pytań. Oto 5 refleksji, które wyciągnęłam w wieku 40 lat!

 

1. Nie muszę, jeżeli nie chcę.

Z racji tego, że jestem w miarę ogarniętą osobą, wiele osób prosi mnie o różne drobne przysługi i myślę że nie jestem jedyną osobą, która tego doświadcza, bo zazwyczaj inni ludzie mają do nas ciągle jakieś prośby. A my kobiety, wychowane w dobrej wierze i manierach, zazwyczaj też większość tych próśb staramy się spełniać i być pomocne. Tylko, że spełniając ciągle oczekiwania i prośby innych, które mają zająć 5 minut, a w rzeczywistości nigdy nie zajmują 5 minut, każdego dnia tracimy cenny czas. Nie zrozumcie mnie źle, absolutnie nie twierdzę, że nie mamy pomagać innym, ale często robimy coś, na co w ogóle nie mamy ochoty, bo podlegamy w tej kwestii presji społeczeństwa, naszej kultury, czy też wiary. Bo przecież nam kobietom nie wypada odmawiać pomocy, nie wypada mówić nie. Grzeczne dziewczynki tak nie robią. Tak nas wychowano. Zawsze dobro innych jest ważniejsze ponad dobro tego, co same chcemy i co czujemy, czyż nie? A potem dopada nas frustracja, no bo logiczne, że będąc dla innych zabraknie nam czasu dla nas samych. Chociażby na chwilę posiedzenia przy kawie – a to bardzo ważny aspekt.

 

2. Nie próbuję nikomu nic udowadniać.

Myślę, że podobnie jak wiele kobiet, choć pozornie wydawało mi się, że nic nikomu nie udowadniam, to jednak nieświadomie to robiłam. Bo tak nas wychowano, taki stworzono wizerunek idealnej żony i matki. Więc kiedy ktoś wpadał w gościnę, to starałam się, by w domu było ogarnięte, dzieci były w miarę schludnie ubrane i by było ciasto domowej roboty na stole. I wiecie – nieświadomie jednak dążyłam do tego perfekcjonizmu i wizerunku idealnej żony, a dziś ? Dziś liczą się dla mnie relacje. Jeżeli moje dziecko ma ochotę biegać w brudnej bluzce, to nie tracę czasu na zmienianie tego. Często zamiast własnego ciasta serwuję też to prosto ze sklepu, a na kolację dla gości zamawiam pizzę. Nie tworzę fikcji, bo inne matki mają dokładnie tak samo jak ja. Nie oszukujmy się wzajemnie – u wszystkich jest taki sam bajzel i wszyscy mamy tak samo mało czasu. Cała ta otoczka wysprzątanego domu i czystych dzieci absolutnie nie udowadnia, że jestem idealną żoną, matką, czy kobietą. O tym decydują zupełnie inne czynniki – moje relacje z dziećmi i mężem. I nie zapraszam gości po to, by się najedli, ale dlatego, że chcę z nimi spędzić czas i budować relacje.

 

3. Nie tracę energii na innych ludzi.

Toksyczni ludzie – myślę, że każdy z nas ma wokół siebie takich ludzi, którzy zamiast koncentrować się na pozytywnych aspektach życia, na każde rozwiązanie potrafią znaleźć problem i ciągle szukają dziury w całym. Kiedyś, jako człowiek wychowany w dobrej wierze, próbowałam ich zmieniać. Dziś już nie próbuję. Nie próbuję zmieniać innych i ich sposobu postrzegania świata, bo zrozumiałam, że ja nie mam realnego wpływu na innych ludzi. Jedyne, na co mam wpływ, to na moje własne życie i na tym się koncentruję. Bo tak naprawdę, to JA chciałam zmienić ludzi, ale nie oni siebie samych. Oni nadal tkwią w toksycznych relacjach, w użalaniu się nad samym sobą, w krytykowaniu innych – stoją w tym samym miejscu, gdzie stali. Ja ich nie zmienię, bo to oni sami muszą chcieć tej zmiany, muszą do tego dojrzeć. U niektórych osób być może to nigdy nie nastąpi. Nie mamy wpływu na życie innych. Mamy wpływ na swoje własne – więc poszłam dalej i przestałam niepotrzebnie tracić energię.

 

4. Odpoczynek jest tak samo ważny, jak praca.

Zazwyczaj to my kobiety pamiętamy o wszystkich i wszystkim. Dbamy o wszystkich wokół nas zapominając o sobie. Często to jednak my same nie dajemy sobie przyzwolenia na odpoczynek, na chwilę wytchnienia, nic-nierobienia, bo lista rzeczy które codziennie mamy do odhaczenia jest nierealna do zrealizowania przy obecności dzieci. A potem bywamy sfrustrowane. I ja też tam miewam, bo to my kobiety musimy ciągle weryfikować nasze plany, nasze pragnienia. Tłumimy w sobie nasze emocje, nasze potrzeby, doprowadzamy do stanu, kiedy nasze akumulatory są rozładowane już do zera, zapominając, że większość emocji, które tłumimy w naszym wnętrzu musi znaleźć gdzieś swoje ujście. Więc zaczynamy się czepiać innych i przelewać naszą frustrację na dzieci i męża. Nieświadomie oczywiście. Przestajemy być wyrozumiałe i stajemy się wrednymi jędzami (myślę, że to bardzo trafne określenie). Zazwyczaj musimy same zadbać o siebie, bo nie zrobi tego za nas nikt inny i musimy TYLKO albo AŻ  – dać sobie przyzwolenie na odpoczynek. Dzień jest za krótki, żeby ogarnąć wszystko, co chcemy. Ale jeżeli będziemy tak ogarniać bez końca rzeczy, które musimy – to tak minie nam większość życia – w pogoni za odhaczaniem obowiązków.

 

5. Ograniczenia ludzi nie są moimi ograniczeniami.

Przez całe życie jesteśmy wsadzani w schematy i sztywne role, ciągle ktoś nas ocenia pod jakimś kątem. Szczególnie nas kobiety, ale temat dotyczy także dzieci i mężczyzn. Kiedy siedzę przy stole w restauracji i ktoś ocenia gościa stojącego przy barze, bo ma wielki brzuch i pewnie pije dużo piwa i lubi sobie zjeść, to właśnie jest schemat myślowy i to bardzo dużo mówi o człowieku, który te zdanie wypowiada. Bo skoro musi krytykować wygląd innych, zapewne jego życie jest zaje***** (czytaj: nudne jak flaki). Niektórzy mają problem z tym, że chodzę w podartych jeansach, ale to naprawdę nie jest mój problem, tylko ich. Bo każdy człowiek ma prawo nosić to, na co ma ochotę. Czy naprawdę musimy ciągle komentować to, jak ktoś wygląda? Ludzie oceniają nas pod każdym względem – oceniają nas tu i teraz, po okładce, absolutnie nie znając zawartości naszego wnętrza. Ale jak już wspomniałam w punkcie numer 3 – niektórzy ludzi nigdy do tego nie dojrzeją i tu nigdy nie zajdzie żadna zmiana.

 

Nie mamy wpływu na to, co powiedzą ludzie. Niestety w wielu wyborach i decyzjach nieświadomie kierujemy się właśnie tym schematycznym myśleniem – “co ludzie powiedzą”. Masz ochotę założyć kapelusz, ale go nie ubierzesz, bo ludzie powiedzą, że się za bardzo wystroiłaś. Masz ochotę otworzyć swój biznes, ale tego nie robisz, bo ludzie mówili, że to nie ma prawa się udać. Boimy się nie samej porażki i podjęcia decyzji, ale tego, że ludzie będą mieli rację. Że popełnimy błąd i damy im powód do głośnego “a nie mówiłam/-em”. Więc zamiast działać, stoimy w miejscu. Tylko, że ludzie sobie pogadają, wrócą do swojej codzienności i o tym zapomną. Natomiast Ty nadal będziesz tkwić w tym samym punkcie – punkcie pełnym wahań i obaw, że się nie uda, że poniesiesz klęskę, że nie wypada. Nie masz wpływu na to, co powiedzą ludzie – ich myśli i sugestie często sieją w nas ziarno zwątpienia, ale PAMIĘTAJ – to są ich ograniczenia, nie Twoje własne, dlaczego wiec tak często kierujemy się wypowiedziami innych, zamiast zaufać sobie samu. Ja to już wiem, a TY?

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *