Wiecie, że większość rzeczy które nam przeszkadza, przeszkadza tak naprawdę tylko nam? Brzmi paradoksalnie, prawda? Większość ludzi nie dostrzega tych negatywnych aspektów, które widzę ja sama w sobie. One są widoczne tylko dla mnie, bo one przeszkadzają mi – to są elementy mojego ciała i charakteru, których nie akceptuję w 100%.

 

Przeszkadzają mi i jemu. On towarzyszy mi każdego dnia i ma baaaaaardzo dużo do powiedzenia. Zna mnie jak nikt inny i dlatego też jak nikt inny, potrafi podcinać mi skrzydła, potrafi mi tak porządnie dowalić z grubej rury, zasiać we mnie niepewność i sprawić, że jestem pełna obaw i zwątpienia. Jest wobec mnie naprawdę bardzo wymagający. I nie jest nim mój mąż. Nie, jest nim mój krytyk wewnętrzny.

 

Trudne są te dyskusje z nim.

Trudne, bo jest wobec mnie bardzo surowy. Lubi mi tak dosadnie dopierdzielić i na wszelkie sposoby udowadniać, że jestem niewystarczająca, że muszę lepiej, więcej i bardziej perfekcyjnie. Skupiłam się na nim ostatnio dosyć mocno – po to, by się z nim rozprawić. Bo on w wielu kwestiach zwyczajnie nie ma racji. W głębi duszy wiem, że każdy z nas go potrzebuje, bo jest on poniekąd naszym wewnętrznym motorem i pozwala uważnie spojrzeć na pewne aspekty, ale czasem trzeba mu tak głośno powiedzieć “spie…”, weź się odczep.

 

Dlaczego?

Bo nasz krytyk wewnętrzny ocenia nas tylko z tej jednej perspektywy – z perspektywy naszych błędów i potknięć, naszych niedoskonałości. To bardzo zniekształcony obraz nas samych, ale jak każdemu krytykowi zależy mu głównie na dostrzeżeniu niedociągnięć. Jemu nie zależy na tym, by spojrzeć na Ciebie w pozytywnym świetle. Jemu nie zależy, ale Tobie powinno.

 

Jesteś względem siebie bardzo surowa i wymagająca, ciągle masz pretensje do siebie o coś, a przecież ogarniasz kawał ogromnie dobrej roboty i to każdego dnia. Ten negatywny głos w środku Ciebie nie jest Twój, to właśnie głos krytyka wewnętrznego. Nauczmy się z nim dyskutować i dawać do zrozumienia, że nie ma racji. Nauczmy się  patrzeć na siebie bardziej przychylnym i życzliwym okiem, zazwyczaj patrzymy tak na innych i okazujemy im zrozumienie – no ale nie na siebie same, prawda?

 

Zastanawia mnie ostatnio fakt, dlaczego tak często podziwiamy inne kobiety, a do tej, którą codziennie widzimy w lustrze, mamy ogrom pretensji… bądźmy dla siebie bardziej empatyczne i wyrozumiałe i doceńmy się za to, co robimy każdego dnia. Zasługujemy na uznanie w naszych własnych oczach… mimo tego, że nikt nas tego nigdy nie nauczył…

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *