Chciałabym wam opowiedzieć dzisiaj o pewnej sytuacji w naszym domu. Bo wiem, że takie sytuacje, które totalnie wyprowadzają nas dorosłych z równowagi, zdarzają się w niemalże każdym domu, w którym mieszkają dzieci. Wszyscy borykamy się z tym problemem 😉 Pytanie, które chciałabym Ci zadać brzmi: czy zawsze powinniśmy ratować nasze dzieci z opresji? Odpowiedz znajdziecie na końcu tej historii.

 

Po powrocie ze szkoły i zjedzonym obiedzie, mój syn grzecznie spytał, czy mógłby sobie zagrać na konsoli, na co oczywiście mu zezwoliłam, oznajmiając tylko żeby pamiętał, że o 16:30 ma trening piłkarski. Ponieważ pracuję zdalnie z domu, opcja grania była mi nawet na rękę, bo dzięki temu nie krzątał się po domu i mogłam spokojnie pracować.

Tak się złożyło, że tego dnia po pracy – w przeciwieństwie do mojego dziecka – nie miałam czasu na odpoczynek, bo ogarniałam milion zaległych rzeczy… Moja pierwsza prośba do syna, by skończył granie i przygotował się na trening, miała miejsce pół godziny przed treningiem. Tę prośbę powtórzyłam jeszcze minimum pięć razy i za każdym razem w odpowiedzi słyszałam: “Zaraz, tylko skończę…”

Jak się domyślacie, kiedy skończył, pozostało bardzo niewiele czasu do rozpoczęcia treningu. I niestety, jak to bywa w przypadku presji czasowej, kiedy moje dziecko chciało się ubrać w strój piłkarski (a ma ich kilka) nie znalazł ani jednego czystego kompletu w swojej szafie.

 

Więc komu oberwało się za to, że nie ma tam czystych spodenek, ani koszulki? No komu?

Oczywiście, że matce, bo to ona nie wyprała. W głębi duszy zdawałam sobie sprawę z tego, że moje dziecko musiało wypuścić z siebie te negatywne emocje i akurat padło na mnie – wylała się na mnie spora dawka frustracji. Będąc w tej sytuacji stwierdziłam jednak, że NIE BĘDĘ SIĘ DENERWOWAĆ i nie dam się wyprowadzić z równowagi (ale musicie wiedzieć, że siarczyscie przeklinałam w myślach i mówiłam sama do siebie, że mam się uspokoić, wdech-wydech, wdech-wydech….).

Oznajmiłam synowi, że ma sobie jakieś spodenki wyciągnąć z kosza na pranie i założyć zwykły  t-shirt, bo jeżeli szykuje się w tak ekstremalnie krótkim czasie, to nawet ja nie potrafią już nic zrobić, a nie mam żadnej magicznej różdżki, za pomocą której mogłabym wyczarować czysty strój w 5 minut. Oznajmiłam też, że gdyby przygotowywał się nieco wcześniej, nie doszłoby do takiej sytuacji, bo teraz jest i presja czasowa i ogromna frustracja.

W całym zamieszaniu i nieco zaostrzonej wymianie zdań między mną, a synem do głosu doszedł jeszcze mąż, który siedząc nad swoimi sprawami przy komputerze, zaczął mnie ponaglać, bym pomogła synowi i nalała mu chociaż wodę do bidonu.

 

“O nie nie nie!!!!!” – pomyślałam

Wdech-wydech, wdeeech-wyyyydech, wdeeeeeeeeeech-wyyyyyyyydech….

“Nie będę się denerwować…
nie będę się denerwować…
nie będę się denerwować…”

 

Trzy razy wypowiedziana w myślach mantra, naprawdę działa cuda.

Ze stoickim spokojem stwierdziłam że tego NIE zrobię i nie będę ponosić odpowiedzialności za to, że moje dziecko zawaliło. Przecież jest wystarczająco duży – zna się na zegarku i zadbanie o strój i wodę na trening należy do jego obowiązków. DO JEGO OBOWIĄZKÓW, a nie moich, bo ja mam ich już naprawdę wystarczająco. Dlaczego ja mam w ogóle ponosić konsekwencje, skoro to on zawalił?

Tak serio, to mogłabym mu nalać tej wody do bidonu, mogłabym mu pomóc w szukaniu stroju, ale nie mogę go ciągle wyręczać. On też musi nauczyć się odpowiedzialności. Na tym polega życie. Żeby być odpowiedzialnym człowiekiem trzeba się tej odpowiedzialności uczyć, a żeby nauczyć się odpowiedzialności, trzeba ponosić konsekwencje swoich decyzji. Ot tyle w temacie.

 

Czy zatem zawsze powinniśmy ratować nasze dzieci z opresji?

Absolutnie nie – ratowanie dzieci z opresji, czy to w postaci wykonywania jego obowiązków, dowiezienia zapominanego zeszytu do szkoły, czy robienia za niego zadania domowego, nie nauczy go odpowiedzialności. Nie powinniśmy wyręczać naszych dzieci, ale skłaniać je do refleksji nad swoim zachowaniem.

Więc kiedy następnym razem Twoje dziecko podniesie Ci ciśnienie, powtórz trzykrotnie magiczną mantrę: Nie będę się denerwować. Weź głęboki wdech nosem, a potem spokojny i długi wydech. Wdech i wydech. Wdech i wydech.

 

P.S.
Jeżeli chodziłaś do szkoły rodzenia to pewnie myślałaś, że to lekcje, które będą Ci potrzebne tylko do porodu. Nic bardziej mylnego 😉

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *