Wspólnie z moją fryzjerką mamy ostatnio podczas koloryzacji włosów tendencję do poruszania ciekawych przemyśleń na temat nas ludzi i naszych zachowań. Od ostatniej wizyty w jej salonie zastanawiam się, czym dla nas dorosłych jest życie?

 

Bo kiedy dzieci są jeszcze małe, to potrafimy cieszyć się z ich każdego najmniejszego sukcesu. Pierwszego ząbka. Pierwszego samodzielnego kroku. Samodzielnie zjedzonego obiadku. Udanej adaptacji w żłobku. Potrafimy je też motywować do dalszego rozwoju, ale im starsze dziecko, tym częściej zamiast motywować zaczynamy je straszyć.

Kiedy dziecko jest w przedszkolu i czasem narzeka, mamy tendencję do straszenia go szkołą: jak pójdziesz do szkoły, to dopiero będziesz widział – będą obowiązki, będziesz musiał się uczyć i odrabiać zadania domowe i nie będzie już czasu na zabawę.

A kiedy dziecko uczęszcza do szkoły i mając gorszy dzień narzeka, mamy tendencję mówić: jak będziesz chodził do pracy to dopiero będziesz widział ile będziesz miał na głowie, wtedy będziesz chciał jeszcze wrócić do szkoły.

Słuchając tego typu sugestii odnosi się wrażenie, że życie jest beznadziejne, bo nieświadomie (czy może jednak świadomie???) sygnalizujemy dziecku, że im starsze będzie, tym mniej radości będzie odnajdywało w życiu. Że w życiu to już go nic nie czeka.

 

Praca, dom i obowiązki – czyżby w życiu dorosłym naprawdę było aż tak beznadziejnie?

Tak się zastanawiam, dlaczego w dzieciach jest tyle radości, beztroski i szczęścia, które odnajdują w tych całkiem małych, przyziemnych rzeczach… jako dzieci jesteśmy szczerzy, ciekawi świata, pełni wiary w siebie i potrafimy cieszyć się życiem samym w sobie.

A potem na przestrzeni lat tracimy w sobie tę radość z bycia tu na ziemi i doceniania życia samego w sobie, popadamy w schematy i zaczynamy odgrywać swoje role. Role społeczne. Zaczynamy kierować się tym co trzeba, co wypada, co powinniśmy, próbujemy zadowalać ludzi wokół nas i błądzimy w kołowrotku naszych codziennych obowiązków. Jako dorośli gonimy swój własny ogon, zapominając o tym, że najcenniejsze w życiu jest życie samo w sobie. Czy my jako dorośli potrafimy jeszcze w ogóle cieszyć się życiem? Przystanąć i podelektować się chwilą? Nadać jej odrobinę beztroski? Czy potrafimy świadomie zwolnić tempo codzienności?

 

Od kogo w naszym życiu zależy spokój?

Tylko i wyłącznie od nas samych i dla mnie najważniejszą zmianą w ostatnim czasie było wprowadzenie tego spokoju do mojego życia. Świadomie rezygnuję z wielu rzeczy, świadomie odpuszczam i robię często to, co sprawia mi przyjemność. Na przekór temu, co powinnam robić. Odpuściłam sobie pewne relacje, które mi nie służyły, odpuściłam sobie pewne zadania, które niepotrzebnie pochłaniały mój czas. Dałam sobie samej przyzwolenie na to, że nie muszę, jak nie mam ochoty i zwyczajnie tego nie robię. Mniej. Wolniej. Spokojniej.

I co ważniejsze – odkąd wprowadziłam ten spokój do swojego życia wewnętrznego, to ze spokojem podchodzę też do świata zewnętrznego. Kiedy zmienił się mój sposób postrzegania świata, w konsekwencji zmienił się także cały otaczający mnie świat.

 

Cały świat wokół mnie stał się spokojniejszy, a to tylko i wyłącznie dlatego, że ten spokój mam w sobie.

Życie nie składa się z samych przyjemności, ale jeżeli tęsknisz za odrobiną spokoju w swoim życiu i posiedzeniu bez pospiechu z kubkiem kawy, to uwierz mi, że zależy to tylko i wyłącznie od Ciebie, a nie od świata zewnętrznego i Twoich obowiązków.

Jeżeli chcesz zwolnić, odetchnąć i napawać się chwilą, to po prostu to zrób.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *